Cóż mogę powiedzieć... Tatry stanęły ponownie na drodze mojego życia a ściślej już naszego. Tatry te właśnie w których dawno temu wszystko się zaczęło. Tutaj jeszcze jako dziecko byłem na pierwszych wczasach z moją mamą, tutaj zdobywalem pierwszy w życiu szczyt górski (Giewont ) i tutaj też często przybywałem szukając czegoś czego nie mogłem znaleźć nigdzie indziej w sferze duchowej. Wiele by można rzec o polskiej stronie Tatr z Zakopanem włącznie. Zmiany w ostatnich 25 latach bezpowrotnie chyba przekształciły tą oazę świata artystycznego, czy studenckiego lat 60-80 w kolorowy komercyjny jarmark dla nowobogackich. Niech tam! Polska część Tatr wraz z Zakopanem pozostanie szczególnym miejscem dla mnie i niekoniecznie muszę ją kochać tak jak dawniej... jest coś co sprawia, że jest mi tutaj przyjemnie na duszy...
Zatem pojawiliśmy się tutaj gorącego lata gdzie 30 stopniowy upał był od czasu do czasu rozbijany gwałtowną burzą i tak na prawdę nie wiadomo było kiedy to nastapi i na jakim odcinku szlaku. Mając na uwadzę fakt, że z dwójką maluchów w tym roku tych gór nie podbijemy moją jedyną ambcją było rozbudzenie w naszym małym 4 letnim bohaterze miłości czy sympatii do tych wapieni i granitów i kamiennych szlaków do nich prowadzących. Drugie maleństwo właściwie stanowiło tylko materiał do transportu i być może było małym skrabkiem, który mogł coś wynieść z tego w jakiejś formie śladowych wspomnień w przyszłości... Kto wie, kto wie, kto wie...
Któż nie pamięta tej scenerii przy wjeździe ... cała Polska witana była tym obrazem
Zakopane przywitało nas ponad 30 stopniowym upałem i chyba tysiącem reklam i szyldów na drodze dojazdowej...
Chociaż nadal można znaleźć fragmenty krajobrazu przypaminające błogie lata 70 czy 80
Jednak dominuje wiek XXI eeech gdzie dawne lokomotywy i piętrowe składy
Tymczasem nadchodził wieczór i dobrze by było się wyspać przed jutrzejszą wyprawą
I nastał świt... Nocowaliśmy w Domu Św Stanisława czyli prawie przy Tatrzańskim Parku (100m) i kilkaset metrów od Nosala (pierwszej góry wieku szkolnego chyba)
Po 7 rano było już 24 stopnie ciepła i właściewie nasze plany zaczęły się powoli się reformować... plany był ambitny osiągnąć Kasprowy Wierch Doliną Jaworzynki na drodze stała nam Wielka Królowa Kopa i Kopa Magury ale przede wszystkim upał i chociaż mieliśmy wszystko dla każdego to w tych grupach wiekowych nic na siłę
Takie atrakcje tylko w górach... no dziw bierze że jeszcze w Zakopanem takie widoki...
Był Nosal po drodze
Giewont
Strumyk Bystrej
No i szlak Doliną Jaworzynki
Nasza mała wycofała się z wyprawy ze względu na warunki a ten kolega podjął wyzwanie i zagwarantował, że wejdzie na wszystko co do wejścia a ja wiedziałem, że w tych warunkach to tylko kwestia czasu jednak oczywiście brnęliśmy do przodu.... do mniej więcej połowy wysokości Małej Królowej Kopy :)
I o ile na pytanie idziemy jeszcze była bardzo pozytywna odpowiedź to po kilku minutach przy stromym wzniesieniu zrodziło się pytanie... tato kiedy wracamy, jestem zmęczony...:) coż lepiej teraz niż w drodze na WKK
Zchodziliśmy
Odpoczywaliśmy
I dalej wracaliśmy podziwiając piękne scenerie polskich Tatr
Tak to my a za nami od lewej Mała Królowa Kopa (1577) Kopa Magury (1704) Jaworzyńska Czuba (1625)
Co jeszcze zobaczymy po drodze?